Spoglądam wieczorem w lustro, myję zęby, a ono ciągle świdruje mnie Czułymi oczodołami, tkwi gdzieś na dnie mojej świadomości. Nie ma za wiele do powiedzenia. Nie wyjaśnia, nie tłumaczy się skąd i dlaczego się wzięło. Po prostu jest.
Czasami pojawia się wieczorem, gdy leżakuję z książką. Albo, gdy odstawiłem już wszystko na półkę z napisem „jutro” i snuję się z psem między blokami.
Wieczorny spacer z psem to jego ulubiona pora. Nie ustępuje, pojawia się znienacka i natrętnie.
„Halooo! jestem tu. Zapisz mnie, zapisz mnie. Teraz, zaraz! Zapisz! Weź, że siądź do klawiatury i zapisz! Teraz, bo zapomnisz!”
Ale nie zapominam. Nigdy.
Jeśli to Zdanie, to zawsze wraca.
Mogę mieć od niego przerwę, mogę nie słyszeć go tygodniami i miesiącami, ale potem pojawia się jakiś wyzwalacz. Obraz, rozmowa, przeczytana książka, porażka, sukces, nuda, albo nowe miejsce, które odwiedzam i znowu, litera po literze, słowo po słowie, w mojej głowie pojawia się znajome Zdanie.
Jest trochę jak wirus
Póki nie opuści mojej głowy, nie może się namnażać. Ale będzie tkwiło tam tak długo, aż umieszczę je na cyfrowym lub tradycyjnym papierze i pozwolę mu powielać jego kreatywne DNA.
Wie, że jak raz je zapiszę, to będę musiał zapisać kolejne zdanie i kolejne. Aż dobrnę do kropki, która wyczerpie temat, a czasami także i mnie.
Ze zdaniem „Czasami chodzi za mną zdanie” – też tak było. Dręczyło mnie od tygodni. Musiałem je w końcu zamienić w resztę zdań. Ułożyć w jakiś logiczny ciąg.
Podobnie było ze zdaniem: „Jajko było niewielkie, a but masywny, rozmiaru 43.”, z którego rozwinęła się migawka z Wysp Owczych.
Albo ze zdaniem „W pewien czwartek, tuż po czwartej, mały krab wyruszył w Tajgę”, które urosło w pierwszy rozdział bajki, jaką napisałem dla córki.
Takich zdań mamy w sobie tysiące
O niektórych – podobnie jak o wirusach – nawet nie wiemy. Ale są wewnątrz nas. Czekają, żeby się uwolnić.
Myślicie, że was ta choroba nie dotyczy?
Nie jestem taki pewny. Są jeszcze inne odmiany tego wirusa.
Może i nie chodzą za wami zdania, ale idę o zakład, że czasami chodzą obrazy, dźwięki, kształty, rymy, zapachy, początki równań albo kodów.
Mam dla was przykrą nowinę.
Jedyny sposób, by pozbyć się tego bakcyla, to pozwolić mu żyć własnym życiem.
Jeśli nie zrobicie czegoś z „waszym zdaniem”, to nigdy nie dowiecie się do jakich rozmiarów może urosnąć.
To już zawsze będzie was gnębiło.